Gimnazjaliści we Włoszech - relacja Wiktorii N.

No to zaczyna się! 12 maja - podróż do Atelli.

O 4:45 zebraliśmy się pod szkołą,  żeby o piątej rano wyruszyć na Lotnisko Chopina w Warszawie. W autobusie, a raczej w busie, było głośno. Część z nas spała, a druga  część się śmiała. Przed godziną 10.00 byliśmy już na lotnisku. Oddaliśmy nasze walizki i czekaliśmy na lot. Trochę sie denerwowałam, ponieważ pierwszy raz miałam lecieć samolotem. Lot był krótki. Trwał niecałe 2 godziny. Siedziałam obok dwoch miłych pań, z którymi bardzo przyjemnie się rozmawiało. Lot samolotem był dla mnie bardzo ważnym przeżyciem. Bardzo się denerwowałam, ale także cieszyłam. Po loci poszliśmy poszukać naszych walizek, co było wyzwaniem. Tysiące ludzi i pełno taśm z bagażami. Jakby tego było mało, nie mogliśmy się odnaleźć z włoskimi nauczycielami. Po krotkim czasie udało się. Przywitaliśmy się Turkami, po czym wsiedliśmy do autokaru i rozpoczęliśmy ostatnią część podróży. Wszyscy razem śpiewaliśmy, rozmawialiśmy. Droga była bardzo długa, wszyscy byli zmęczeni, ale chyba każdy podziwiał włoskie miasta, m.in. Monte Cassino. Około godziny 20:30 byliśmy w Atelli. Czekały już na nas nasze rodziny, a w moim przypadku Gabriella i jej rodzice. Weszliśmy do szkoły,  zjedliśmy pyszne włoskie przekąski i dostaliśmy małe upominki. Zabraliśmy nasze walizki i pojechaliśmy do domu. Trafiłam do bardzo milej rodziny. Pomimo trudności jezykowej dogadywalismy się. Mieszkałam na perypetich miasta. I tak kończy się pierwszy dzień... a włoska herbata jest pyszna. 

13 maja - dzień poznania.

Wstałam bardzo wcześnie,  ponieważ nie mogłam doczekać się początku zwiedzania Atelli. Uszykowalam się i czekałam na śniadanie. Po śniadaniu Gabriella poszła ze mną uliczkami miasta do szkoły. Od razu  zakochałam się w tym miasteczku. W szkole podstawowej przygotowano dla nas niespodziankę. Uczniowie szkoły podstawowej zaśpiewali i zatańczyli dla nas piosenkę tej wymiany, po czym nastąpiło uroczyste przywitanie przez dyrektora szkoły. Następnie zwiedzaliśmy szkołę oraz odwiedziliśmy dzieci w przedszkolu, które także przygotowały dla nas występ. Odwiedziliśmy pracowników gminy i żwawym krokiem poszliśmy do gimnazjum, gdzie zostały odśpiewane hymny (turecki, włoski i polski). Póżniej zaprezentowano prezentację o naszych miastach, tańczyliśmy, poznawaliśmy włoskich uczniów, po czym poszliśmy na obiad. Podawali nam przepyszne dania (w większości makaron). Po obiedzie zaczęła się zabawa. Wszyscy się wyglupiali, śmiali, tańczyli. Po obiedzie pojechaliśmy do    Rionero, gdzie zwiedziliśmy winnicę. Wieczorem wraz z rodziną Doroty, Wiktorii oraz  mojej pojechaliśmy do pizzerni, gdzie miałyśmy okazję skosztować włoską pizzę, która była ogromnych wymiarów.  Późnym wieczorem byliśmy w domu.

14 maja - zwiedzamy Potenze.

Zaczęliśmy od samego rana, oczywiście najpierw śniadanie. Pech chciał, że rozchorowałam się tego dnia i nie mogłam zwiedzać wraz z grupą uroków tego miasta. Ominęło mnie zwiedzanie pięknego zamku. Podobno był niesamowity. Następnie pojechaliśmy do galerii "Lucania", gdzie mieliśmy czas na zakupy. Najpierw poszłyśmy znaleźć jakiś bar, gdzie miałam napić się gorzkiej herbaty. Później, gdy poczułam się trochę lepiej, weszłam do kilku sklepów. Udało mi się zrobić małe zakupy, z czego bardzo się cieszyłam. Około godziny 16. pojechaliśmy do centrum Potenzy, by poznać burmistrza tego miasta. Zwiedziliśmy także kosciół, miejsce gdzie powstaje gazeta i przepiękny teatr. Wróciliśmy do domu, gdzie czekała na mnie pyszna kolacja: lazania. Po posiłku jeszcze trochę rozmawiałam z rodziną i poszłam spać.  

15 maja - dzień relaksu Melfi, Mociato

Jak codziennie wstłamam dość wcześnie. Zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy do szkoły. Czekaliśmy pod szkołą na autobus, który zabierze nas do Melfi. Jazda autobusem była bardzo krótka. Na miejscu byliśmy już około godziny 10. Zaczęliśmy zwiedzanie od kościoła, po czym poszliśmy do zamku, gdzie przewodniczka opowiadała o dawnym życiu w tym miejscu. Następnie pojechaliśmy do muzeum nauki. Było to bardzo interesujące. Około godziny 14. pojechaliśmy na obiad, zaserwowano nam pyszne dania (było ich aż 5). Każde zupełnie inne i każde z taką samą chęcią jadłam. Później pojechaliśmy nad jeziora do Monticio. Tam mieliśmy trochę czasu wolnego, więc wraz z Lejsikiem kupiliśmy pamiątki i zrobiliśmy pareę zdjęć pamiątkowych. Następnie wróciliśmy do domu, by uszykować się na dyskotekę. Zabawa ta była zupełnie inna niż w Polsce. Musiało minąć trochę czasu zanim całkowicie się rozkręcilismy, ponieważ zaistniał mały incydent. Mianowicie zgubiliśmy pendriva. Wszyscy zaczęli go szukać, ale jak się później okazało, cały czas był on w torebce. Gdy już go mieliśmy, poszliśmy tańczyć. Dyskoteka okazała się na prawdę wspaniała. Późnym wieczorem byłam już w domu, gdzie na kolację dostałam (moim zdaniem) jedno z najlepszych dań tam: spaghetti.

16 maja - Matera.

Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy do szkoły, skąd pojechaliśmy do Matery. Droga była dość długa. Jechaliśmy około 3 godzin. Na miejscu od razu wyruszyliśmy zwiedzać to przepiękne stare miasto z pomocą przewodnika. Prowadziła nas droga ze schodów i dotego doskwieral żar z nieba, ale widoki były cudowne i opłacało się trochę pomęczyć. Mieliśmy też czas wolny, gdzie robiliśmy zakupy na mini targu. Po tych atrakcjach udaliśmy się na obiad, który był pyszny. Później wróciliśmy do Atelli gdzie czekały na nas nasze rodziny. O godzinie 19. wyruszyliśmy na ostatnie wspólne spotkanie (pożegnanie). Zaczęło się od gry orkiestry. Grali oni bardzo wesołe utwory. Przy okazji zwiedziliśmy jeszcze mały kościół w Atelli, który był nieziemski. Następnie poszliśmy do szkoły na ostatni włoski poczęstunek. Obejrzeliśmy prezentację, w której były ukazane wszystkie nasze zdjęcia z naszych spotkań. Wszyscy zaczęli płakać, gdy uświadomili sobie, że to już nasze ostatnie spotkanie. Wieczorem dostałam jeszcze jadną wielką niespodziankę. Moja rodzina włoska zwiozła mnie do Veroniki, która mieszkała u mnie, kiedy była w Polsce. To było bardzo niesamowite przeżycie, cieszyłam się. Późnym wieczorem, gdy byłam już w domu dostałam jeszcze dużo prezentów (kurtkę, słodyczę, kawę, makaron, bransoletkę, notes i wiele innych rzeczy). Podziękowałam mojej rodzinie i poszłam się spakować.

17 maja -Wracamy do domu.

Wstałam już o 6. Dokonczyłam pakowanie i czekałam na śniadanie. Przy szkole zebraliśmy się o godzinie 7:30. Pożegnaliśmy się z rodzinami i ruszyliśmy w drogę. Trasa do Rzymu minęła dość spokojnie. Wszyscy cieszyli się ostatnimi wspólnymi chwilami. Na lotnisku pożegnaliśmy się z Turkami i ich nauczycielami ze łzami w oczach. Przeszliśmy przez odprawę i szukaliśmy naszej bramki. Było dość interesująco, ponieważ na tablicach informujących nie było naszego lotu, a jak już się pojawiał, to zastepowano go innym. Mieliśmy już połgodzinne opóźnienie, kiedy dowiedzieliśmy się, że bramka do naszego lotu jest na stanowisku C7. Mieliśmy do pokonania tylko 9 stanowisk (z C16 do C7). Kiedy byliśmy już w samolocie, zajęliśmy miejsca przy oknach. W trakcie lotu stewardessy informowały nas o strefach turbulencji. Bardzo się bałam, ale jak się okazało to nie było czego. Gdy wysiadaliśmy z samolotu, od razu poczuliśmy, że jesteśmy w Polsce. Było bardzo zimno. Tym razem walizki odnaleźliśmy od razu i wyszliśmy poczekać na nasz busik. Jak się później okazało, ponieśliśy niewielkie straty. Lejsik zgubił portfel, a Adam zapomniał plecaka z lotniska. Droga minęła bardzo spokojnie. Namówiliśmy nawet naszych nauczycieli na postój w McDonald'sie. Około godziny 1. byliśmy już w naszych domach. Byłam trochę smutna, ale i szczęśliwa, że już wróciłam do mojego łóżka.

 

Ta podróż była dla mnie bardzo ciekawym przeżyciem. Na pewno będę tęsknić za moją rodziną, za tymi wszystkimi widokami, za wszystkim co mnie tam spotkało. Życzę każdemu, takiej wyprawy i zazdroszczę samej sobie, że miałam okazję tam pojechać, a w przyszłości na pewno wrócę w tamte tereny. 

NA GÓRĘ