Gimnazjaliści we Włoszech - relacja Klaudiusza

       Początek naszej zaczął się od dojazdu autobusem ze Strzelna do Warszawy. Następnie czekała nas odprawa podczas której musiało się coś zdarzyć. Tak więc i było. Na bilecie lotniczym reprezentanta Urzędu Miejskiego, który nam towarzyszył pomylono imiona, na szczęście wszystko skończyło się dobrze a ja mogłem choć trochę pomóc pożyczając pieniądze na zmianę danych na bilecie.

Po odprawie i chwili oczekiwania czekał nas lot podczas, którego „padłem” ze zmęczenia. Obudziłem się dopiero w Rzymie na lotnisku. Po odbiorze bagażu przywitaliśmy się z naszymi włoskimi i tureckimi partnerami a następnie ruszyliśmy w drogę do Atelli. Na miejscu czekało nas wielkie zdziwienie w postaci dosłownie tłumu ludzi chcących nas „obejrzeć” jakkolwiek to tłumaczyć.

W szkole obok której czekało nas małe przywitanie przygotowany był poczęstunek, po którym udawaliśmy się do domów swoich hostów.

Oni czyli mój Manuel jego mama Antonella i siostra Miriam okazali się bardzo życzliwi i pogodni, rozmawiałem jeszcze z nimi do pierwszej w nocy a następnie udałem się wprost do łóżka.

 Następnego dnia czekały nas oficjalne spotkania powitalne m.in.  z władzami miasta.

Zaskoczeniem było dla mnie również to że w nasz projekt zaangażowało się całe miasto.

Wszystkie szkoły i ich uczniowie, było to naprawdę niesamowite.

Mógłbym wymieniać to co robiliśmy każdego dnia całą grupą projektową, lecz ja chciałbym się skupić na tym co robiliśmy poza nimi, a mianowicie naszych nocnych przygodach.

Właśnie tego dnia mieliśmy okazję obejrzeć mecz w barze i przy tym delektować się pyszną margheritą wraz z włosko-turecko-polskimi  kolegami. Tego też wieczoru, a prędzej nocy, bo była to już godzina 23 zobaczyliśmy że z Włochów są niezłe „krezole” po tym jak po meczu zaprosili nas na…

Cmentarz!

Po jakże przyjemnym spacerze do miejsca pochówku wielu osób rozeszliśmy się, każdy ze swoim hostem, do swojego domu.

Trzeciego dnia za to po zwiedzaniu zamków i kościołów z których niewiele zapamiętałem znów nadszedł czas na kolejne nocne wyjście, tym razem do sąsiedniego miasta na lody, które z resztą były pyszne. Poznaliśmy tam między innymi Włocha z polskimi korzeniami.

Następnego dnia znów pomijając zamki i kościoły, których nie cierpię udaliśmy się z Manuelem do Pierluigiego, który gościł Adama a tam graliśmy w fifę. Po tym zaplanowana była dyskoteka, na której przez problemy żołądkowe nie mogłem się pojawić.

Dnia piątego zaplanowane było oficjalne, tym razem pożegnanie znów z wielkim udziałem dużej ilości mieszkańców lecz tym razem towarzyszyła nam też orkiestra. Po zakończeniu udaliśmy się na ostatni spacerek po Atelli, podczas którego poznałem min Angelo, oraz pożegnałem się już z częścią Włochów.

Nazajutrz niestety przyszedł czas na pożegnanie, które dla niektórych nie było łatwo, po nim wsiedliśmy do autobusu, który zawiózł nas do Rzymu, gdzie mieliśmy problem ze zmieniającymi się bramkami wejścia do samolotu, lecz po kilkudziesięciu minutach sprawa się wyjaśniła i mogliśmy startować. Następnie odebraliśmy bagaże, wsiedliśmy do busa, który zawiózł nas do naszego miasta.

Ogólnie wyjazd oceniam na 11/10 głównie przez otwartość gospodarzy, a jeśli chodzi o Atelle, to razem z Adamem knujemy już plany na powrót tam.

NA GÓRĘ