Natalia Kędzierska w Satu Mare - relacja osobista

         W niedzielę  26 marca o godzinie 3:00 po północy zebraliśmy się wszyscy przed halą.   

         Pożegnałam się z mamą i pan kierowca autobusu odjechał. Dziewczyny szalały w drodze do Torunia. Chciałam zasnąć, ale nie byłam w stanie. Było tak strasznie zimno. Otuliłam się kurtką, założyłam słuchawki i zamknęłam oczy. W głowie miałam tysiące myśli, a jeszcze więcej niepokoju w sobie. W trakcie moich rozmyśleń autobus się zatrzymał. Dotarliśmy do Torunia około godziny 4:25. Podróż na peron była dla mnie co najmniej walką z dwiema torbami i poduszką. Kiedy widziałam schody,  to bladłam w jednej chwili. Działo się tak, ponieważ bagaż nie miał przekraczać 20 kg, a mój spokojnie przekroczył 45kg. Na szczęście z  pomocą szedł pan Tadeusz Twarużek (dyrektor naszej szkoły). Przy każdych schodach brał mą walizkę i ze stoickim spokojem szedł z nią po schodach. 

            Pociąg do Warszawy, którym jechaliśmy do Krakowa, miał przyjechać za godzinę. Czas szybko upłynął. Przesłuchałam zaledwie 18 piosenek. Wsiadanie do pociągu było najgorsze. Wąskie drzwi i szeroka torba to nie najlepsze połączenie. Po całej szarpaninie usiadłam w fotelu i słuchałam dalej muzyki a dziewczyny szalały. Zasnęłam, po czym obudziłam się prawie w Warszawie. Około godziny 7:40 byliśmy już na dworcu w stolicy. Za pociągiem do Krakowa czekaliśmy również godzinę. W tym czasie niektórzy nauczyciele poszli na kawę, a niektórzy pilnowali bagaży. Dziewczyny chodziły po księgarni. Ja stałam przy torbach i byłam w innym świecie. Czas znowu szybko umknął.

            W pociągu byliśmy o godzinie 8:50. Spałam, obudziłam się 10 minut przed Krakowem. Jakoś udało się wysiąść. Z dworca z Krakowa poszliśmy wszyscy w miejsce, gdzie czekał bus do Rumunii. Podróż była długa. Spałam większość czasu. Godzinę przed końcem podróży obudziłam się. Myśli nie dawały mi spać. Zastanawiałam się tylko jak ja się dogadam , jak mój angielski leży. O godzinie około 21:30 byliśmy na miejscu. Pavel (mój opiekun) spakował moją torbę i potem Gosi do samochodu. Jego mama, on, Gosia i ja  jechaliśmy do ich mieszkania. Puls miałam chyba z 200 jak nie więcej. Stresowałam się jak nigdy. Czerwona byłam jak pomidor. Pavel oprowadził nas po mieszkaniu i pokazał nam nasze pokoje.

            Gosia miała pokój jego siostry, która jest na studiach, a ja miałam jego pokój. Spodobał mi się od razu, ponieważ miał w ramce freski Michała Anioła ,,Sąd Ostateczny’’ a obok też dzieło Michała Anioła ,,Stworzenia Adama’’. Pokój był przytulny i ciemny, czyli taki jak lubię. Powiedziałam mamie Pavla i  Pavlowi z Gosią, że jesteśmy zmęczone  i  że chciałybyśmy pójść spać.

 

            Rano o godzinie 7:30 mama Pavla obudziła nas na śniadanie. Szybko się ogarnęłam i zasiedliśmy  do stołu. Śniadanie było zwyczajne, takie jak w Polsce. Kiedy zjedliśmy śniadanie, poszliśmy na przywitanie ogólne, które odbyło się o godzinie 8:50. Rozdali nam program, plakietki i identyfikatory. Rozeszliśmy się i w grupach szukaliśmy matematyki w mieście.

            Minęło dużo czasu zanim udało nam się dotrzeć na stołówkę, około godziny 14:15 siedziałam na krześle w stołówce. Szybkim krokiem wszyscy z nauczycielami udaliśmy się do klasy, w której pokazane były prezentacje uczniów. W tym mój film, który rozśmieszył dużą ilość osób w klasie. Organizatorzy konkursu ,,Mathematical treasure hunt In the city’’ oceniali nasze karty pracy, które wykonywaliśmy w mieście, kiedy trzeba było policzyć na przykład okna w niektórych budynkach. Nasza grupa miała jeden błąd. Po godzinie 16:00 mieliśmy czas dla siebie. Gosia, Pavel i ja wracając do domu, gadaliśmy o Satu Mare. Po godzinie 18:00 w trójkę żwawym krokiem podreptaliśmy do słynnego ,,Down Town’’. Pub, w którym wszyscy znajomi Pavla się spotykali. Na szczęście nie byłyśmy same z Gosią. Dwie Julki, Martyna, Weronika, Zuzia, i Marysia też przyszły. Kiedy wróciliśmy do mieszkania Pavla, od razu poszłyśmy spać.

 

            Drugi dzień w Satu Mare zapowiadał się fantastycznie. Obudziły mnie trzy duże gołębie za oknem. Zaspana mówiłam do nich, żeby przestały gruchać, ale nie słuchały. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i udaliśmy się do szkoły. Autobus czekał za nami. W ten dzień jechaliśmy do kopalni soli. Podróż miała trwać trzy godziny a trwała niestety pięć. Kłopoty z autobusem i liczne postoje. W kopalni było zimno i ciekawie. Około godziny 22:00 zmęczeni całą podróżą dotarliśmy do domów.

 

            Trzeci dzień zaczęłam od przemyśleń w łóżku. Zastanawiałam się, jak szybko to minęło. Od godziny 8:30 do 14:00 byliśmy w szkole i uczniowie szkoły w Satu Mare prezentowali nam prezentacje matematyczne. Wyczekiwany przez wszystkich lunch dostaliśmy o godzinie 14:00. Potem od godziny 15:00 wszyscy uczestnicy projektu mieli czas wolny. Nasza trójka udała się na zakup pamiątek i zwiedzanie miasta z innym przewodnikiem (Pavlem). Mama Pavla napisała do niego, że mamy przyjść na kolacje. Posiłek był bardzo smaczny.

            Jedliśmy regionalne sarmale tylko, że bez mięsa. Warzywa zdecydowanie lepiej smakują z ryżem niż mięso, moim zdaniem oczywiście. Czas szybko zleciał. Po kolacji udaliśmy się znów do ,,Down Town’’. Dziewczyny i znajomi Pavla czekali na nas. Świetnie się bawiliśmy. Tak zakończył się dzień trzeci wyjazdu.

 

            Czwartek zaczęłam od najlepszego śniadania. Jadłam najlepsze jajka sadzone na świecie. Tata Pavla zawiózł nas do szkoły. Ogólnie od godziny 9:30 do 13:00 uczyliśmy się tańca Flash mob, którego nie umiałam zatańczyć ani trochę. Wyglądałam co najmniej śmiesznie, kiedy ów taniec próbowałam tańczyć. Godzina leciała za godziną. Lunch był podany o 13:00. Ogarnęliśmy się wszyscy i o 14:00 wyruszyliśmy do muzeum. To nie było zwykłe muzeum. Jak gdyby jedna wioska i różne chatki. Pani opowiadała bardzo ciekawie. Miło spędziliśmy czas do godziny 19:00. W domach byliśmy przed 20:00. Około godziny 20:20 byliśmy w trójkę w drodze do ukochanego ,,Down Town’’. Zakończyliśmy dzień udanym spotkaniem ze znajomymi.

 

            Przedostatni dzień w Satu Mare zapowiadał się słonecznie. Energicznie wstałam, żeby się odświeżyć. Zjadłam śniadanie z smakiem i szybkim krokiem wyszliśmy z domu do szkoły. Szkołę zaczęliśmy w ten dzień na godzinę 8:30. Prezentacje i jeszcze raz prezentacje. Potem uczyliśmy się tańca Flash mob. Lunch zjedliśmy o 14:00. Prezentacje w ten dzień polegały na budowaniu integracji. Podzielili nas na cztery grupy. Naszym zadaniem było stworzyć okładkę na książkę. Oczywiście tematem przewodnim była matematyka. Wracając do lunchu, na obiad było mięsa z frytkami. Bardzo nam smakowało. Na koniec wszyscy dopchaliśmy się deserem. Od godziny 14:30 do 17:00 mieliśmy czas wolny. Gosia wpadła na pomysł, żeby kupić jeszcze trochę pamiątek. Pochodziliśmy po mieście i o godzinie 16:20 dziewczyny z Polski i nauczyciele również z Polski zebrali się  i kupili lody. Czekaliśmy na grupę z Bułgarii. W tym czasie rozmawiałam z naszymi nauczycielami. Nagle usłyszałam głos babci Pavla. Odwróciłam się i podeszłam do niej. Okazało się, że kiedy babcia Pavla dowiadując się od niego, że będziemy tańczyć taniec na rynku, upiekła dla Gosi i mnie słodkie ciastka ze słodkim serem. Były jeszcze gorące. Przytuliłam się do niej i podziękowałam. W końcu grupa z Bułgarii przyszła i udało nam się zatańczyć taniec. Po wszystkim poszliśmy do szkoły na uroczyste pożegnanie.

            Wszyscy grali i śpiewali. Było jak w bajce. Przyszedł czas na rozdawanie certyfikatów. Kiedy pani mnie wyczytała, poszła spokojnym krokiem na środek. Wszyscy klaskali, ja zapytałam się pani Marii czy mogłabym coś powiedzieć. Cisza nastała a ja z zadowoleniem powiedziałam głośno ,,Thank you very much’’. Wszyscy zebrani klaskali i gwizdali, było cudownie. O godzinie 21:00 nasza grupa dziewczyn, grupa z Rumunii i grupa z Bułgarii spotkaliśmy się ostatni raz w ukochanym ,,Down Town’’. Była świetna impreza, mimo że było zimno. Wróciliśmy dość późno, około godziny 23:50. Wykąpałam się i zaczęłam się pakować. Skończyłam o 3:00. Usiadłam zmarnowana przy biurku, odpaliłam tłumacza i napisałam list pożegnalny do rodziny Pavla w języku rumuńskim.

 

            Ostatni dzień czułam się niewsypana. Zjedliśmy wspólne śniadanie i tata Pavla zawiózł nas w miejsce, gdzie czekał bus. Pożegnaliśmy się, wszystkim było smutno. W drodze do domu zatrzymaliśmy się w Koszycach. Trochę pozwiedzaliśmy i pojechaliśmy dalej. Około godziny 19:00 dotarliśmy do Krakowa. Grupa pana Lewandowskiego czyli Gosia, Julka.R, Martyna, ja) poszła na Rynek,  grupa pani Matysiak czyli Julka W, Zuzia, Weronika, Marysia została w Galerii Krakowskiej. Zwiedzaliśmy do godziny 22:00. Pociąg z Krakowa do Inowrocławia przyjechał na stację o 23:00. Wsiedliśmy i pożegnaliśmy Kraków.

            Wszyscy poszli spać. W Inowrocławiu byliśmy o godzinie 5:00

 

            Mogę śmiało napisać, że to była jak na razie moja najlepsza podróż w życiu. Nigdy nie zapomnę Satu Mare i naszego ukochanego ,,Down Town’’.

 

NA GÓRĘ