Gosia Grobelna w Satu Mare - relacja osobista

To już dziś - 26 marca, początek naszej przygody! Ogromne podekscytowanie, ciekawość, stres i  niepewność.

            Budzik zadzwonił około drugiej w nocy, lecz na nic zdał mi się, ponieważ przez te wszystkie emocje nie zmrużyłam oka. Zresztą nie tylko ja, cała rodzina przeżywała to ze mną. Zabrałam swoją walizkę, przytuliłam Mamę na pożegnanie i wraz z Tatą pojechaliśmy przed halę sportową. Było bardzo zimno i ciemno.  Przywitałam się z nauczycielami i koleżankami, zajęłam miejsce w autobusie. Pomachaliśmy rodzicom i wyjechaliśmy prosto do Torunia. Od samego początku podróży dopisywały nam  wyśmienite humorki. Wygłupiałyśmy się i  żartowałyśmy. Nie zamartwiałyśmy się zbytnio tym, że za kilka godzin spotkamy  twarzą w twarz osoby, z którymi zamieniłyśmy tylko kilka zdań na portalu społecznościowym.  

       Trasa ze Strzelna do Torunia minęła w mgnieniu oka. Czekaliśmy chwilkę na pociąg i o godzinie 5:00 wyjechaliśmy do Warszawy. Bezpośrednio z Warszawy mieliśmy kolejny pociąg, ale tym razem  do Krakowa, a z Krakowa bus prosto do Satu Mare. Cała nasza wyprawa przebiegała w bardzo wesołej atmosferze, bez większych problemów. Trwała łącznie około 18 godzin. Na miejsce dotarliśmy z lekkim opóźnieniem, lecz mimo to rumuńskie rodziny wciąż czekały na nas. Zabraliśmy nasze bagaże, bus odjechał, nauczyciele pojechali do hotelu a my uczniowie, do naszych rumuńskich opiekunów. Miałam to szczęście, że zostałam przydzielona wraz z moją dobrą koleżanką Natalką do naprawdę fajnego opiekuna Pavla Gligii. Pozostałe dziewczyny spały zaś bez polskich współlokatorek.  Czekał na nas Pavel wraz z mamą, zabrał nasze walizki i pojechaliśmy do jego domu. Gdy już dotarliśmy, Pavel oprowadził nas po swoim domu, opowiedział nam o zasadach w nim panujących i pokazał nam nasze pokoje. Mama Pavla proponowała nam jeszcze kolacje, ale grzecznie odmówiłyśmy, ponieważ marzyłyśmy tylko o jednym - położyć się wygodnie w łóżku i zasnąć. Poszłam się umyć a później wskoczyłam do łóżka i zasnęłam.

 

Poniedziałek, 27 marca

            Wstałam dość wcześnie, wyspana i wypoczęta, pomimo że spałam bardzo mało. Gdy się ubrałam i umyłam, poszłam przyszła do mnie Natalka i razem obmyślałyśmy, jak mamy wręczyć prezenty dla rodziny, u której zamieszkałyśmy. Coś w formie podziękowania za przyjęcie nas w tak ciepły sposób. Wręczyłyśmy je jeszcze przed śniadaniem, rodzina była zachwycona i totalnie nie spodziewała się takiego gestu z naszej strony. Następnie wspólnie zjedliśmy przepyszne śniadanko przygotowane przez mamę Pavla i rozmawialiśmy o tym, co nas dziś nas czeka. Pavel rozdał nam program, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy na spotkanie wprowadzające. Zostaliśmy podzieleni na grupy i właśnie wtedy osobiście poznałam moją opiekunkę Larisę Parge. Okazała się być jeszcze bardziej fajniejsza niż wydawała się w Internecie, od razu znalazłyśmy wspólny język. Gdy już wszystko zostało ustalone, wyszliśmy w miasto w celu zwiedzania Satu Mare oraz wykonywania wyznaczonych przez nauczycieli zadań matematycznych w terenie.  Zaczęliśmy od zwiedzania urzędu miasta, tam dowiedzieliśmy się co nieco na temat historii Satu Mare oraz Rumunii. Następnie rozstaliśmy się z nauczycielami i niektórymi rówieśnikami, ponieważ nastała praca w wcześniej dobranych grupach. Mieliśmy możliwość dowiedzenia się różnych ciekawych faktów o Satu Mare, zwiedziliśmy wiele zabytków, budynków, kościołów oraz miejsc codziennych dla mieszkańców - dla nas niezwykłych. Satu Mare okazało się dość sporą miejscowością, miałam możliwość obserwowania wielu pięknych widoków. Po wykonaniu wszystkich zadań przyszła pora na lunch w szkole. Po tym posiłku odbyło się ogólne zwiedzanie szkoły, mogliśmy poznać jak wygląda ich szkolna codzienność. Uczniowie przedstawili swoje prezentacje na temat kraju, szkoły i kultur - zarówno uczniowie rumuńscy jak i bułgarscy oraz oczywiście my. Potem był czas wolny, aby lepiej się poznać postanowiliśmy pójść do pobliskiego baru na pogawędki. Wróciliśmy dość późno, powiedziałam dobranoc wszystkim domownikom i poszłam spać.

 

Wtorek, 28 marca

            Pamiętam , że tego dnia troszkę zaspałam i musiał obudzić mnie Pavel. Szybko ubrałam się, umyłam i udałam się na śniadanie. Wsiedliśmy w samochód i dotarliśmy pod budynek szkoły. Tego dnia czekała nas wycieczka do kopalni soli. Kilka minut później przyjechał po nas autobus i wyjechaliśmy. Podróż trwała około 5 godzin i szczerze mówiąc troszkę mnie wykończyła. Spędziliśmy tam praktycznie cały dzień.€Zwiedzaliśmy kopalnię i korzystaliśmy z zamieszczonych tam atrakcji. Wykończeni długą podróżą wróciliśmy do domu wróciliśmy późno w nocy.

 

Środa, 29 marca

            Dzień zaczęłam podobnie jak poprzedni. Ubrana i umyta poszłam na śniadanie z Natalią i Pavlem. Było jeszcze bardziej smaczne niż poprzednio - jak w domku. Gdy dotarliśmy do szkoły, uczniowie z Rumunii  pokazali nam swoje prezentacje odnośnie matematyki i jej znaczeniu w naszym życiu. Mogliśmy dowiedzieć się, że matematyka występuje we wszystkich sferach życia człowieka. W skrócie - jest wszędzie. Następnie zaczęliśmy naukę tańca „Flash mob” na świeżym powietrzu. Pamiętam, że była piękna  pogoda - było bardzo ciepło i słonecznie. Nauka szła opornie, ale w zabawnej i miłej atmosferze. Po zajęciach w szkole mieliśmy czas dla siebie, postanowiliśmy więc wraz z Natalą i Pavlem pójść "na miasto" i porozmawiać. Bawiliśmy się świetnie w swoim towarzystwie. Po drodze kupiliśmy parę pamiątek, upominków dla naszych rodzin. Wróciliśmy do domu, odświeżyliśmy się i ponownie ruszyliśmy w miasto ponownie jak w poniedziałek do „naszej miejscówki”. Mama Pavla zadzwoniła, abyśmy wrócili wcześniej, ponieważ przygotowała dla nas pyszną rumuńską kolację. Pani przygotowała dla nas przepyszne regionalne dania kuchni rumuńskiej i z myślą o mnie były wegetariańskie. Po tak obfitej kolacji nie pozostało mi nic innego jak zadzwonić do rodziny, a następnie udać się prosto do łóżeczka.

 

Czwartek, 30 marca

            Kurczę jak ten czas szybko leci, dopiero co leżałam w tym łóżku - padnięta po 18-stogodzinnej podróży, nie znająca jeszcze tak dobrze Pavla, jego rodziny i kompletnie zielona - takie myśli krążyły mi po głowie. Ubrałam się, umyłam i poszłam zjeść śniadanie. Było naprawdę dobre. Ojciec Pavla odwiózł nas do szkoły, gdzie czekały na nas nowe zadania. Mieliśmy w grupach stworzyć plakaty na temat matematyki w naszym życiu. Kolejno ćwiczyliśmy jeszcze nasz taniec  i około godziny 13:00 udaliśmy się na lunch. Gdy już zjedliśmy, przyjechał po nas autobus i wspólnie pojechaliśmy do muzeum w Negresti. Było to muzeum poświęcone zwyczajom i kulturze dawnych ludów - mogliśmy fizycznie poczuć, jak kiedyś mieszkali ludzie oraz jak wyglądała ich codzienność. Było to naprawdę ciekawe i  wyjątkowe doświadczenie. Gdy wróciliśmy z tej podróży, postanowiliśmy uczcić urodziny naszego rumuńskiego koleżki  - Daniela. Wszyscy, całą paczką, spotkaliśmy się w naszym ulubionym barze w mieście i zjedliśmy tort. Dużo rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się i świetnie się bawiliśmy. Gdy przyjęcie dobiegło końca, wróciliśmy do domu i położyliśmy się spać.

 

 

Piątek, 31 marca

            I znów budzę się w najwygodniejszym łóżku na świecie, otulona cieplutką pościelom w kratę. Wstaję, spoglądam w lustro i uśmiecham się - to będzie kolejny wspaniały dzień! Jak zawsze wita mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Pavel i zaprasza do wspólnego posiłku. Ubieram się w pośpiechu i wchodzę do kuchni. Witam się z rodzicami Pavla i Natalką, wspólnie zjadamy przedostanie już wspólne śniadanie. Ubrałam moją bluzę i założyłam trampki - tego dnia było naprawdę cieplutko. Dotarliśmy do szkoły, gdzie prezentowaliśmy nasze plakaty związane z matematyką. Każdy z nas musiał powiedzieć coś od siebie, nie stanowiło to dla nas jednak większego problemu. Po tych prezentacjach udaliśmy się już po raz ostatni na próbę tańca, ponieważ to właśnie dziś miał być nagrywany. Następnie poszliśmy oglądać prezentacje naukowe przygotowane przez uczniów z Rumunii. Były naprawdę niezwykłe! Mieliśmy możliwość zobaczenia je na żywo oraz brania w nich czynny udział! Po tych prezentacjach udaliśmy się do szkolnej stołówki na obiad. Posileni pysznym posiłkiem poszliśmy na rynek miasta, aby tam po raz ostatni wspólnie zatańczyć. Był nagrywany, więc wszystko musiało wyjść idealnie. Wcześniej otrzymaliśmy na własność specjalne czapki, w których wystąpiliśmy. Gdy już taniec został nagrany, ponownie wróciliśmy do szkoły, aby tam odbyło się oficjalne pożegnanie. Grupa przygotowanych artystów pięknie się zaprezentowała! Były tańce i śpiewy ludowe. Udział brali zarówno młodsi jak i starsi. Po ich wystąpieniu nadszedł czas na rozdanie nagród i certyfikatów. Po tym wydarzeniu był ostatni poczęstunek z rumuńskimi przysmakami -  każdy mógł spróbować tego, co tylko zechciał. Podczas trwania tego poczęstunku naradzaliśmy się jak spędzimy ostatni już nasz wieczór z naszymi zagranicznymi przyjaciółmi. Wybór był jasny - „Down Town” . Byliśmy umówieni na godzinę 19:00, spędziliśmy tam przemiłe chwile na rozmowach i wygłupach. Pochodziliśmy jeszcze troszkę o mieście i zrobiliśmy ostatnie zakupy. Gdy wróciliśmy do domu, zaczęłam wielkie pakowanie. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, jak bardzo niezorganizowana jestem. Miałam straszny bałagan w szafie i walizce, musiałam to wszystko ogarnąć. Po mękach spakowania tego wszystkiego poszłam wziąć ostatni już prysznic w domu państwa Gligów i wskoczyłam do łóżka.

 

Sobota, 1 kwietnia

            Niestety, to nie żart - wracamy do domu! Obudziłam się jak co rano z myślą, co dziś będziemy robić.  W jednej chwili dotarło do mnie - Gosia wracasz do Polski! Mimo że tęskniłam za rodziną, mieszkaniem, domowymi posiłkami i ćwiczeniami, nie chciałam jeszcze wracać do domu! Bardzo związałam się zarówno z Pavlem i jego rodziną, jak i Natalką. Przez ten krótki okres czasu naprawdę zdążyłam bardzo zbliżyć się do nich i przez moment nie potrafiłam sobie wyobrazić siebie w Polsce. Ale niestety -“ trzeba było pogodzić się z myślą o pożegnaniu się z tym wszystkim. Wstałam, ubrałam się i pościeliłam łóżko. Posprzątałam w pokoju i poszłam się odświeżyć. Na  śniadanie zwołała nas mama Pavla, było to ostatnie a zarazem najlepsze śniadanie. We trójkę, nieco przygnębieni jedliśmy posiłek ze świadomością, że po raz ostatni jemy wspólnie przy tym stole w kuchni. Gdy już skończyliśmy, tata Pavla spakował nasze walizki do samochodu, a my pożegnaliśmy się z mamą Pavla. Naprawdę przywiązałam się do tej kobiety i śmiało mogę powiedzieć, że choć trochę zastąpiła mi moją. Robiła wszystko co mogła, abyśmy czuły się jak najlepiej -“ po prostu jak u siebie. Zawsze pytała, czy jest nam dobrze, czy czegoś nie potrzebujemy. Gotowała świetne posiłki i zawsze dbała, abyśmy miała co jeść na wyjazdach i w  szkole. Podziękowałyśmy za wszystko, co dla nas zrobiła i przytuliłyśmy ją. Następnie wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod hotel nauczycieli. Tam wszyscy już byli zebrani, oddałyśmy nasze walizki i poszłyśmy pożegnać się z resztą. Było to bardzo trudne, przez te kilka dni naprawdę zżyłyśmy się z tymi ludźmi. Były łzy i śmiech, bo w  końcu ponownie spotkamy się, ale tym razem u nas, w Polsce! Zrobiliśmy ostatnie „selfie” i wyruszyliśmy w podróż powrotną.

            Po kilku godzinach w trasie, zatrzymaliśmy się na postoju w Słowacji. Było przepięknie! Przechadzaliśmy się rynkiem, oglądaliśmy cudowne krajobrazy a na koniec udaliśmy się na frytki. Po tym postoju ponownie wsiedliśmy do busa i wyruszyliśmy prosto do Krakowa. Na miejscu mieliśmy dwie możliwości -“ zwiedzanie miasta lub zakupy w galerii. Jako iż jestem typem turysty - wybrałam zwiedzanie, nigdy wcześniej nie miałam możliwości zwiedzenia tego miasta, więc wybór był oczywisty. Przez ani jedną sekundę nie żałowałam mojej decyzji, było cudownie! Kraków wieczorem jest jeszcze piękniejszy! Nauczyciele opowiedzieli nam kilka ciekawostek o Krakowie i jego zabytkach. Po tej wspaniałej wyprawie wróciliśmy na dworzec i wyczekiwaliśmy pociągu do Inowrocławia. Podróż minęła bardzo szybko - większość nauczycieli i uczniów spała. Kilka minut po godzinie 5:00 dotarliśmy do Inowrocławia, gdzie czekali na nas rodzice. Zabraliśmy nasze tobołki i pożegnaliśmy się. W drodze z Inowrocławia do Strzelna próbowałam opisać Tacie choć cześć przygód, które mnie tam spotkały.

 

            Niewątpliwie była to największa i najlepsza przygoda w moim życiu. Wiele we mnie zmieniła, poznałam naprawdę wielu wspaniałych ludzi, oswoiłam się i poprawiłam moje umiejętności z języka angielskiego i zwiedziłam wspaniałe miejsca.  Szczerze mówiąc od początku były ze mną problemy. W chwili gdy dowiedziałam się, że każdy śpi osobno, bez Polaka u boku, przeraziłam się -  byłam gotowa zrezygnować z projektu. Do tego doszły również moje obawy związane z posiłkami - jestem na diecie roślinnej, więc mogłam po prostu nie otrzymywać tam jedzenia „typowo dla mnie”. Nie wiedziałam również, do kogo zostałam przydzielona i u kogo tak właściwie będę spać. Na szczęście moje obawy zostały rozwiane przez pana Stanisława Lewandowskiego. To właśnie pan nie zrezygnował ze mnie pomimo wszystko i chciał, abym brała udział w tym projekcie. Z całego serca dziękuję wszystkim za ten cudowny wyjazd! Zarówno  Wam drodzy opiekunowie - za poświęcony czas oraz wszelkie trudy związane z wymianą. Jak i Wam, drodzy rówieśnicy. Cieszę się, że mogłam zbliżyć się jeszcze bardziej do Was moje psiółki i poznać zupełnie nowych, wspaniałych ludzi! Na zakończenie chciałam przekazać Wam, Uczniom - abyście jeśli tylko macie taką możliwość, brali udział w takich projektach. Nie bójcie się, bo naprawdę nie ma czego, korzystajcie z życia jak tylko się da :)!

 

NA GÓRĘ