Jak traktujemy zwierzęta, czyli zwrot ku historii

Kolejny dzień poświęcony był zwierzętom w kulturze i prehistorii. Poniżej można przeczytać relację Karoliny Niespodzianej oraz Weroniki Łysiak.

 

11 maja, 2019 roku relacja Karoliny Niespodzianej

 

Sobotni plan dnia od początku wydawał mi się jednym z ciekawszych. Jako pasjonatkę rozmaitych mitologii najbardziej zachwyciła mnie wizja odwiedzin w osadzie wikingów, którzy wiele lat temu odwiedzali ziemię, na których obecnie obrał znajduje się Obwód Kaliningradzki.

Rano, zaraz po śniadaniu, ruszyliśmy w stronę szkoły naszych rosyjskich przyjaciół, skąd odjechaliśmy trochę rozklekotanym autobusem w stronę naszego celu. Pojazd był okropnie głośny i przez cały czas strasznie hałasował, przez co podróż okropnie mi się dłużyła.

W końcu jednak dojechaliśmy na miejsce, gdzie przywitał nas ubrany w typowe wikińskie ubranie mężczyzna (jak się później okazało był to strój kupca). Już w środku osady zostaliśmy podzieleni na dwie grupy, by łatwiej można było nas oprowadzić. Nasza grupa najpierw udała się do kuźni, gdzie część z nas pomagała przy wykuwaniu ,,widelca'' (czyli szpikulca na który nabijało się mięso). Była to dość ciężka praca, a zwłaszcza z moją drobną posturą. W końcu jednak skończyliśmy i poszliśmy spróbować naszych sił w łucznictwie. Okazało się, że zdecydowanie nie jest to dyscyplina dla każdego, podobnie jak  walka na piankowe miecze. Nie mogłam nawet utrzymać tarczy! Mimo tego całkiem podobała mi się możliwość zmierzenia się w pojedynku z koleżankami. Niemal na sam koniec udaliśmy się do lasu, gdzie znajduje się tajemnicze ,,drzewo duchów''. Podobno zamieszkują w nim duchy mogące spełniać życzenia, jednak ograniczyliśmy się do krótkiego przytulenia rośliny. Szczerze mówiąc jedynym minusem wizyty w osadzie był okropny obiad - nijakie mięso w połączeniu z niedogotowanymi ziemniakami nie stanowiło zbyt dobrego posiłku. Całe szczęście mieli naprawdę smaczne bułki, którymi jakoś dało się najeść.

Po wizycie i wikingów pojechaliśmy do szkoły na zajęcia projektowe. Tym razem naszym zadaniem było zaprojektowanie herbu projektu z elementami zwierzęcymi. Cóż, z jednym artystą w grupie i trzema pomysłowymi dziewczynami świetnie daliśmy sobie radę.

Wieczorem, po obiadokolacji jak zwykle odwiedzili nas nasi rosyjscy przyjaciele, by pograć w mafię i pianino, którego osobiście nikomu nie polecam.

Tak właśnie upłynął nam kolejny dzień wymiany w Zielonogradsku.

 

Weronika Łysiak, 11 maja

W sobotę 11 maja pojechaliśmy do wioski wikingów. Na początku podzieliliśmy się na dwie grupy.  Naszym pierwszym zadaniem było strzelanie z łuku. Poszło nam bardzo dobrze. Następnie musieliśmy zamienić się z stolarza. Następnie graliśmy w gry i zabawy. Bardzo mi się podobało,  bo pokazali, że można bawić się bez użycia internetu i telefonów. Na końcu uczyliśmy się jak dawniej walczyli. Po obiedzie ruszyliśmy do Zielonogradska. Ten dzień był bardzo fajny. Pokazali życie bez telefonów, internetu i jakiejkolwiek elektroniki.

 

 

NA GÓRĘ